wtorek, 10 marca 2009

'Watchmen' - Herosi na zakręcie.


W ostatnich latach mieliśmy wiele nieudanych prób przedstawiania bohaterów komiksów w filmach jako ludzi, którzy oprócz nadzwyczajnych mocy nie mogą odnaleźć się w otaczającej rzeczywistości. Przechodzą kryzysy osobowości mają problemy w związkach i w ogóle nie są cool. Wystarczy przypomnieć, totalnie nieudanego Spidermana 2 i 3 czy też X-Men o tej samej numeracji. Pojawił się też Ironman, który miał trzymać dystans do pompatycznych dziejów superbohaterów. Skończyło się jedynie na natrętnym puszczaniu oka do widza na każdym kroku. Jedynie Batmany Nolana wnosiły realizm do komiksowego uniwersum.

Przyznaję się bez bicia, pr
zed oglądnięciem filmu nie czytałem kultowego komiksu. Pewnie gdyby nie film tego bym nie uczynił, gdyż oprócz postaci Batmana traktowałem DC jako kuźnie słabo ubranych i płytkich charakterów. Opis Strażników zgadza się tylko z pierwszą częścią. Z resztą w genialnej czołówce (jedna z najlepszych jakich widziałem) poznajemy ich pierwowzór: The Minutemen, ekipę wzbudzającą śmiech, no bo dlaczego człowiek przebrany za wisielca czy człowiek-ćma ma nie wzbudzać śmiechu? Traktujemy ich poważnie jedynie kiedy przyjmiemy odpowiednią konwencję. Tutaj jednak jest inaczej, każdy ze „śmiesznych” postaci w obcisłych kalesonach po części pada ofiarą sławy i kończy swój żywot w sposób drastyczny (jaki?, odsyłam do wspomnianej arcy-mistrzowskiej czołówki). Po likwidacji The Minutemen czas na Watchmen.

Jeżeli ktoś myśli, że fabuła będzie przebiegać według standardowego klucza filmów komiksowych jest w błędzie. Zazwyczaj ekipa o nadprzyrodzonych mocach tworzy zespół w którym mamy dopełniające się postacie pod względem umiejętności jak i charakterów. Następnie posiłkuje się z jakimś przeciwnikiem, który za wszelką cenę chce zemścić się na wspomnianej grupie. W finale dochodzi do wielkiej bitwy, gdzie goście z działu F/X robią to co do nich należy. Nie tym razem.

Na samym początku filmu jeden z głównych bohaterów, członków grupy zostaje zamordowany, a my cofamy się zahaczając o każdą historię Strażnika. Co ciekawe tylko jeden z nich dysponuje nadprzyrodzoną mocą. Skład zupełnie nie pasuje do siebie. Mamy Mr. Manhattana, niebieskiego półboga (prawie cały film paraduje nago, z przyrodzeniem na wierzchu przypominając jednego z mitologicznych postaci), potrafiącego przekształcać cząstki materii jak mu się żywnie podoba. Rorschach, to człowiek działający poza prawem, brutalny nie znający litości psychopata (?), którego maska zmienia się nieustannie, tworząc nowe kształty testu Rorsachach. Następnie, jedyny były członek The Minutemen, Comedian. Bezwzględny morderca, zabija wszystko co mu stoi na przeszkodzie, nawet kobiety w ciąży :). Ozymandias, nie posiadający jakiejś specjalnej zdolności, po rozpadzie grupy wpływowy biznesmen. Nite Owl, człowiek sowa, postać wzbudzająca politowanie, myślę że właśnie taka jego rola. Dzięki jego postaci można by sobie było zadać pytanie, po co wczuwamy się w przygody gości przebranych za zwierzęta (lol). Nite Spectre II, lateksowa niunia, mieszająca w głowie połowie składu.

Każda z postaci to przekrój przez niemal wszystkie epoki komiksu mainstreamowego opowiadającego o superbohaterach. Mr. Manhattan to era mutantów (X-Men, Avengers), Rorschach to bohater komiksu noir (Daredevil, Sin City), Comedian to bohater nie uznający kompromisów (Wolverine, Punisher), Ozymandias to segment postaci wpływowych ludzi biznesu (Lux Luthor, Kingpin, Bruce Wayne), Nite Owl, to old-fashioned hero, z początku lat 50. Nite Spectre to komiksowa femme fatale (Jean Grey, White Queen). Wszyscy przywołani są w jednej historii, aby dokonać rachunku sumienia nad komiksem heroicznym. Zaczynamy od zmierzchu superbohaterów, idąc wstecz dowiadujemy się że było nawet gorzej. Deformacja archetypów rodzi poczucie, że jeszcze nie wszystko w tej materii zostało powiedziane.

Nie ma wielu scen akcji, czy pokazu możliwości, jest raczej dezintegracja poszczególnych osobowości. Świetnie pokazany konflikt rodem z Nietzschego Mr. Manhattana. Poczucie nadczłowieka i powolne oddalanie się od żywota zwykłego maluczkiego. Comediant w kryzysie wieku średniego. Rorschach, który do końca nie potrafił rozprawić się ze swoimi lękami (na końcu filmu znajduje lekarstwo :)). Impotencja Nite Owla, mająca freudowskie podłoże.

„Watchmen” składający się tylko z 12 zeszytów, zrewolucjonizowali komiks, a tym samym skostniałe DC, wprowadzając elementy przekazu zaangażowanego. Obraz alternatywnej rzeczywistości w tle z konfliktem nuklearnym pomiędzy USA a sowietami (pod koniec lat 80 musiało zawrzeć) przedstawiony przez Snydera wprowadza niespokojny klimat. Coś uwiera i nie daje widzowi odpocząć czy obcować z czystą rozrywką. Wzorcowa ekranizacja komiksu.

2 komentarze:

  1. Plus:
    - Obsada: ok, może nie cała, ale zwróćmy uwagę nie na to co jest, ale na to czego nie ma: hollywoodzkiej wymuskanej perezowohiltonowej metroseksualnej śmietanki. W zamian m.in. zawsze świetny Patrick Wilson i zawsze budzący niepokój Jackie Earle Haley (obu zresztą można zobaczyć w bardzo przeoczonym Little Children).
    - Bogactwo wysmakowanych komiksowych ujęć: przeglądałem komiks - świetnie odwzorowane. Przeglądałem też inne komiksy, np. Spider-man'a, ale Sam Raimi chyba miał inny pomysł na swój film niż Zack Snyder.
    - Żonglerka wykrzywioną amerykańską historią i popkulturą. Ok, wiem, że w komiksie było sto razy więcej odniesień, ale mi też nie było dane dokładnie go przestudiować, a czołówka zrobiła swoje. Np. odniesienie do tego klasycznego zdjęcia: http://2.bp.blogspot.com/_4UR162X9MkU/STzO2VxSoYI/AAAAAAAAAIg/5P0tcrcrTJY/s320/Vj_day_kiss.jpg


    A przyczepie się do dłużyzn. Było ich trochę i nawet jeśli większość wynikała z próby wiernego przeniesienia na ekran dziecka Alana Moore'a (chyba jednak bardzo się nie starali skoro wycofał nazwisko), to było przynajmniej kilka, których można by było uniknąć. Wystarczyło pomyśleć w tych miejscach nad dobrym balansem między adaptacją artystowskiej kultowej graficznej noweli a mainstreemowym filmem na podstawie komiksu. I zadzwonić do producenta. Myślę, że by zadziałało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny artykuł o promocji marketingowej 'The Watchmen'. http://www.marketing-news.pl/theme.php?art=880&f=257h

    OdpowiedzUsuń