piątek, 27 marca 2009

Placebo "Battle for The Sun" - Żywot Briana M. po raz kolejny.

Nowy kawałek Placebo, utwór tytułowy z nadchodzącej płyty „Battle For The Sun” to rzecz niepotrzebna. Po co pisać o zespole, na którym każdy rozsądny człowiek położył już laskę? Nadzieja matką głupich i kiedy słyszę hasła „powrót do korzeni” i „brzmienie jak z debiutu” to mam ochotę to sprawdzić . Niby jestem przeciwnikiem powrotów, bo najlepsze co można robić to ciągle iść naprzód, ale jako, że Placebo już raz próbowali i przez brak radykalizmu wiele na tym stracili, to chciałem, żeby „Battle for the Sun” brzmiało jak np. „36 Degrees”. Niestety tak nie jest.

„Battle for the Sun” to zjadanie własnego ogona tak daleko posunięte, że ch
łopaki dochodzą już powoli do głowy. Oklepane riffy, przewidywalnie okraszony ozdobnikami refren i irytujące ciągłe powtarzanie poszczególnych słów to pomysł zupełnie chybiony. W głosie Brian'a Molko nie słychać żadnych, absolutnie żadnych emocji. Te szarpnięcia, jęknięcia i zaśpiewy to tylko wytrawiony plastik. Możliwe, że nie było go w ogóle w studio kiedy ten kawałek powstawał, a wokale nagrano za pomocą zmyślnego urządzenia analizującego całą dyskografię Placebo, które specjalnie dla chłopaków skonstruował Piotr Stelmach. Placebo staje się powoli jutowe – koniec twórczego działania, czas na odcinanie, stadiony i hymny. Tysiące zapalniczek. Wtórność.

Tylko co z tego? Kto się nad tym zastanawia? Jeżeli cała płyta taka będzie, a wystarczy zerknąć na tytuły z tracklisty żeby to wywnioskować, to ludzie to kupią i grupa fanów radykalnie się powiększy. Nie tylko dlatego, że tako rzecze inżynier Mamoń i nikt już nie szuka i nie ma ochoty odkrywać. Także z powodu piramidy Lebedev’a. Sorry, ale taka jest prawda.



3 komentarze:

  1. Jest już singiel i video. Niestety po raz kolejny słabo. Nie ma nawet o czym pisać za bardzo. Nie pozostaje nic jak podpisać się pod tą recenzją obiema rękami. Nie wiem nawet czy jest sens, w moim przypadku, jechać specjalnie dla nich na ostatni dzień Open'era. Załamka.

    http://www.youtube.com/watch?v=Lo2cSq3s4NM

    OdpowiedzUsuń
  2. WTF roku? Przejście w 2:20 ("For What It's Worth") to WTF roku 2009. Może chłopaki wreszcie podbiją juesej supportując My Chemichal Romance. Perkusista jest naprawdę emo, dziewczyny ściągajcie już majki.

    OdpowiedzUsuń
  3. I jescze jedno. Jaki kurwa szpachlarz im to tak wygładził?

    OdpowiedzUsuń