wtorek, 17 marca 2009

Grouper "Dragging A Dead Deer Up A Hill" - She's dead...rapped in plastic.


Dwa pierwsze kawałki tej płyty na pewno zawyżają jej ocenę. Opener rozpoczyna się szumem który po chwili przeradza się w kołysankę rodem z „Dziecka Rosemary”. Rozmyte plamy klawiszy przepuszczone jeszcze przez przester, otwierają przejście do innego wymiaru. Przejście wymaga wysiłku. Po chwili jesteśmy na miejscu. Lekkie bicie gitary akustycznej z głosem, który balansuje na krawędzi maniery Sinead O’Connor i Elizabeth Frazier. „Heavy Water/I’d Rather Be Sleeping” to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie ostatnio słyszałem.

„When We Fall” nie tylko samym tytułem przywołuje klimat miasteczka, g
dzie wszystkie wiśniowe placki idą po śmierci. Julee Cruise śpiewająca na tle czerwonych zasłon. Nawet same tytuły aspirują na soundtrack do kołyszących się na wietrze iglic Douglasa: „Fishing Bird (Empty Gutted In The Evening Breeze), nie wspominając o tytule albumu.

Większość kawałków na płycie utrzymana jest w podobnym klimacie. Melancholijne ballady z urzekającym szeptanym wokalem. Album wymaga wyjątkowego skupienia.
Mogłoby się wydawać, że Liz Harris (cały projekt to jej dzieło) nie ma pomysłu na zbudowanie różniących się harmonii, jednak przyjmując materiał jako całość można poczuć niesamowity, bajkowy klimat. „Dragging A Dead Deer Up A Hill” to jedna długa kołysanka.

Jeżeli, ktoś chce się oderwać od szarej, nudnej rzeczywistości niech zapuści ten krążek na repeacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz