niedziela, 15 marca 2009

'The Wrestler' - ciężkie życie zapaśnika


Ostatnio oglądałem film “Agile, Mobile, Hostile: A Year with Andre Williams”. Historia pierwszej gwiazdy r’n’b, mającej na koncie sporo „czarnych” przebojów, odpowiedzialnej za wypromowanie Stevie Wondera. W 2008 roku, kiedy go poznajemy Andre Williams ma 72 lata. Jest alkoholikiem, narkomanem i sam się do tego przyznaje. Nie posiada własnego domu ani mieszkania. Przemieszkuje w tanich hotelach lub u znajomych. Ledwie wiąże koniec z końcem. Nadal nagrywa i daje koncerty. Kiedy wychodzi na scenę, staję się innym człowiekiem. Pełna sala młodszych od niego o 40 lat fanów wyśpiewuje razem z nim wszystkie teksty. Andre daje czadu. Na scenie jest Bogiem.

Identyczna sytuacja jest z bohaterem filmu „Zapaśnik”. Randy „Ram” Robinson to gwiazda Wrestlingu, która okres swej sławy ma już za sobą. W latach 80 był jednym z najbardziej popularnych postaci tego „sportu”. Pomimo że dzisiaj każdy go zna i darzy szacunkiem, podobnie jak Andre jest samotnym emerytowanym gwiazdorem. Nie ma rodziny, domu, jego najbliższą mu osobą jest striptizerka z pobliskiego klubu. Kiedy jednak Randy wchodzi na ring staję się kimś innym. Wtedy czuje że jest coś wart. Niestety jego sposób bycia w końcu odbija się na jego zdrowiu. Musi zrezygnować z Wrestlingu, części swojego życia na której jest ono oparte.

Film Aranofsky’iego ogląda się przez pryzmat, kariery Mickey Rourke’a. Syn marnotrawny Hollywood, którego sława zaprowadziła do najciemniejszych zakamarków Los Angeles. Tak jak dla Randy’ego, jego kariera już przeminęła, a w trudnych czasie nikt nie wyciągnął do niego ręki. „Zapaśnik” to film który jest obrazem jego odkupienia win. Randy pomimo tak ciężkich warunków jakie wymagane są w tym zawodzie daję z siebie wszystko tak jak Rourke wcielając się w rolę

Film jest zachowany w tonacji bardzo naturalnej. Znikome ślady muzyki, gdzieniegdzie słyszymy pudel–metalowe kawałki z czasów sławy Rama. Kamera podążająca za plecami Randy’ego, sprawia, że przenosimy się w biedne dzielnice Ameryki. Ekran w czasie walk, oddaję uderzenia tak jakbyśmy to my przyjmowali je na siebie. Zdjęcia kręcone z ręki oraz szary filtr, gdzie tylko rajtki wrestlerów mają jaskrawy odcień, nadają realistyczny obraz niespełnionego american dream.

To chyba pierwszy film, który pokazuje Wrestling od prawdziwej strony. Nie jest to życie miliardera Hulka Hogana, tylko łykanie kilogramów odżywek i cięcia się żyletką na ringu w celu zwiększenia realizmu (Rourke podczas kręcenia sam zadawał sobie krwawe rany). Niesamowite połączenie absurdalnych nazw zawodników i ich komicznych kostiumów z prozą życia daje piorunujący efekt. Rourke w filmie wygląda ohydnie i odrażająco. Wygląda niczym bestia. Bestia która po hedonistycznym trybie życia, potrafi wskrzesić jeszcze jakieś ludzkie uczucia. Niestety czasem jest już za późno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz