piątek, 20 marca 2009

Bat for Lashes "Two Suns" - drugie słońce na koncie


Natasha Khan. Piękna, utalentowana i niezależna. Jej projekt Bat for Lashes to esencja tego co najlepsze, nie tylko w muzyce kobiecej lat 80-tych i 90-tych, ale w muzyce w ogóle. Natasha Khan. Zdrowo stuknięta. Doskonała.

Na „Two Suns” dzieje się znacznie więcej niż na debiucie. Nie lepiej, nie gorzej. Zupełnie inaczej. Czuć to już od otwierającego płytę utworu „Glass” z po prostu fantastyczną sekcją rytmiczną. Trzyma ona wszystko w ryzach i nadaje tempo bajkowej opowieści wyśpiewanej przez alter ego Natashy czyli „destruktywną i zapatrzoną w siebie blondwłosą femme fatale” Pearl. Poza tym w przeciwieństwie do „Fur and gold”, która była płytą w jakimś sensie minimalistyczną, tu wyraźnie słychać ingerencję zespołu. A pomagał podobno Yeasayer.

Nie tylko osobowościami bawi się na „Two Suns” Khan. Także stylistyczna żonglerka rzuca się w oczy, na przykład w „Sleep Alone”, gdzie stare łączy się z nowym i początkowe fragmenty bardzo zbliżone do np. do „Trophy” z poprzedniej płyty przechodzą w lata 80-te, albo w „Pearls Dream”, który brzmi jak jeden z dobrych kawałków Róisín Murphy, co chyba dla obu pań jest komplementem. Do worka wrzućmy też „Peace of mind”, które ociera się o gospel na tej mniej więcej zasadzie, co Blur’owy „Tender” (który spotyka mroczną balladę PJ Harvey), „Two Planets” mający w sobie coś z Björk, czy singlowy „Daniel”, gdzie Natasha za pomocą chwytliwych syntezatorów wyznaje miłość Danielowi „Karate Kidowi” LaRusso. A, no i ten piękny closer „The Big Sleep”, duet ze Scottem Walkerem, którego opowiedzieć się nie da. Koniec wyliczanki.

I co? Trochę dużo zapożyczeń? Skądże znowu. Wszystko śmierdzi Bat for Lashes na kilometr i nie ma możliwości, żeby się pomylić. Wszystko smaczne, świeże, a proporcje idealne. Znowu nas przechytrzyła. Natasha Khan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz