wtorek, 23 czerwca 2009

Warszafski Deszcz „Powrócifszy”. Mistrz kierownicy ucieka.


Różne są opinie na temat TDFa, że komera, że sie sprzedał, że to przez niego hip-hop poszedł w stronę bling bling. Ale ja odpowiadam - Tede jest wizjonerem! Zasada jest prosta: Tede coś robi, dostaje za to po dupie od całej sceny, zostaje zmieszany z gównem, po czym wszyscy zaczynają robić to samo. Wtedy już wszystko jest cacy, nikt sie nie przyznaje, że niedawno się tym brzydził.

Kiedy na rynku pojawiły się pierwsze fury nieznanej wówczas większej rzeszy konsumentów marki RAP, wiele osób nie mogło wyjść z podziwu dla jakości prototypów. Czarna, mroczna maszyna z przyciemnionymi szybami - model Kaliber 44, prowadzona przez największego Magika wśród kierowców, prostacka, zaprojektowana dla mas i zbierająca wiele nagród bryka Liroy czy klasyczna WYP3, na którą do dziś się chętnie spogląda. Wtedy Tede z Ceube i Marianem kupili własną, taniuchną oraz nieskomplikowaną, i choć nie mieli w ogóle zamiaru bujać się nią po mieście, to i tak wiele osób ją zobaczyło. I spodobała się ta ich maszyna, której model miał dźwięczną nazwę 3H.

W momencie, kiedy marka RAP docierała do coraz szerszych kręgów odbiorców, którzy lubili na te fury po prostu popatrzeć, na ulicach pojawiało się coraz więcej samochodów (zdecydowana większość z nich mająca kuloodporne szyby i arsenał broni pozwalający przetrwać na ulicy, w ciężkiej walce z policją i systemem), miejsce pasażera w 3H zajął Numer Raz bo Ceube uznał, że Tede jeździ zbyt niebezpiecznie jak na warunki drogowe w tamtych czasach. Nowa ekipa postanowiła nieco odróżnić swoje auto od pozostałych i zmodyfikowali dość mocno hydraulikę, zmieniając swoje auto w lowridera, który bujał wszystkich, którzy mieli okazję oglądać jego popisy. Jazda zaprezentowana przez 3H, do dziś nazywana „Nastukafszy”, z miejsca stała się klasykiem wśród ogromnej rzeszy miłośników marki RAP. Jednak nie podobało się to innym kierowcom, którzy uważali, że samochód powinien być mocny, hardkorowy, bez udziwnień, i nie ma w nim miejsca na żarty. Fiodor z Numerem dostali pierwszego klapsa od członków automobil klubu.

Po dwóch latach Tede postanowił kupić nowy samochód, który był dużo bardziej lansiarski. To jednak tak naprawdę nikomu jeszcze strasznie nie przeszkadzało, tym bardziej, że jeździł bez większego szumu, nieco niezauważony - jedynym trickiem którym wtedy zasłynął i który stał się klasykiem była jego jazda po bandzie nazwana „Drin za drinem”. Jednak prawdziwe fajerwerki zaczęły się później, kiedy okazało się, że Tede przez dwa lata siedział w garażu i odpicował swoją brykę po maxie, zamontował podwójny wydech, fele 3 razy droższe niż sam samochód itp. I tak wyjechał na ulicę, do tego jeździł 2 razy dłużej niż przeciętny kierowca. Tym ugruntował sobie pozycję największego polskiego lansiarza-bananowca wśród posiadaczy samochodów marki RAP, za co dostał mocno po masce.

Ale to nie koniec jego oryginalnych pomysłów. Najpierw założył firmę przewozową „DJ Buhh” która profesjonalnie woziła ludzi za totalną darmoszkę, później zaczął lansować amerykańskie, „klaszczące” bity w stylu Erica Sermona, a na koniec zamontował sobie w środku duży telewizor, w którym puszczał głupkowate programy z wróżką Balią w tle. To wszystko wywoływało mniejsze lub większe pojękiwania i pomruki niezadowolenia u innych właścicieli tych specyficznych aut, ale suma sumarum wszystko to się przyjęło i wyznaczało kierunki rozwoju firmy RAP. Bo prawda jest taka, że teraz nikt już nie jeździ samochodem, który chociaż czasami nie bujnie na lewo i prawo, nikt nie wyjedzie samochodem bez alufelg co najmniej 17’’ a i coraz więcej ma własne plazmy z lepszymi bądź gorszymi programami. Bo tak właśnie wygląda mainstream, nie da się przed tym uciec. Tylko dlaczego Tede zawsze rozumiał to jako pierwszy? Możecie go lubić albo nie, ale musicie przyznać, że nikt tak jak on nie wpłynął na obecny kształt polskiej fabryki rapowych samochodów.

Teraźniejszość. Tede znowu spotkał się z Numerem w garażu, odpicowali nieco swoją starą, 10-letnią furę i wyjechali nią na miasto. I chociaż widać, że jest ona odmalowana, ztuningowana i nieco zapgrejdowana, to jednak wszyscy jesteśmy pewni, że jest to dokładnie to samo auto co 10 lat temu. Wytrawny przechodzień bez problemu zauważy, że większość podstawowych elementów samochodu się nie zmieniło, a mimo próby czasu działają bez zarzutu. A może nawet więcej, bo wydaje mi się, że z roku na rok nowe modele produkowane przez RAP traciły nieco na mocy. Może więc warto byłoby odkurzyć swoje stare trabanty i przejechać się nimi jeszcze raz, ot tak chociażby na próbę. Może okazałoby się, że stare modele były dużo lepsze niż nowe? Wierzę, że Tede znowu okaże się pionierem i chcąc nie chcąc wielu kierowców po raz kolejny podąży w ślad za nim tą samą trasą...ku zachodzącemu słońcu.

3 komentarze:

  1. ooo! to oni 'powróciwszy'? trza będzie posłuchać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. yyy... 'powrócifszy' chciałem powiedzieć :>

    OdpowiedzUsuń
  3. no no, wiem, że w szkole nigdy nie byłeś prymasem ale jakieś minimum ortograficzno - gramatyczne mógłbyś zachowac :D

    OdpowiedzUsuń