środa, 17 czerwca 2009

Japandroids "Post-Nothing". 1000 gigawatów.


Dwóch Panów z Kanady na swoim debiucie nie tylko muzycznie, ale także tekstowo rozgniata głowę słuchacza na kwaśne jabłko. Chociaż jak sam tytuł wskazuje bronią się od jakichkolwiek szufladek, zwłaszcza z przedrostkiem post, to bez wątpienia ich łojenie można zakwalifikować do noisowych czy też emowych klimatów. Kipiąca energią perkusja pod mocno fuzzujące gitary, a wszystko zgrabnie i rozpierdalająco zaśpiewane wokalem pojedynczym lub chórkiem.

Jest bardzo surowo, mocno i jeszcze mocniej. Perkusista wybija bardzo podniosłe rytmy, a wtórują mu wykrzyczane teksty o życiu chłopców wśród dziewczyn. To właśnie songwriting jest głównym atutem tej świetnej płyty. Obraz związków młodej generacji bez nadętych frazesów i rewolucyjnych haseł.


Otwierający kawałek „The Boys Are Leaving Town” nawiązuje do znanego przeboju Thin Lizzy „Boys Are Backing Town”. Jeżeli ten drugi kawałek można uznać za radosny, gdzie chłopaki wracają na swoje stare śmieci, aby upić się w piątkowy wieczór ze swoimi starymi przyjaciółmi, tak Japandroids chcą upijać się gdzie indziej i jak najszybciej uciec z rodzinnego miasta Vancouver. Czy znajdą drogę powrotną do domu?


Paranoicznie wykrzyczany wokal w drugim kawałku: „We used to dream/Now We worry about dying/I don’t wanna worry about dying...I just wanna worry about those sunshine girls”. Pretenduje do rankingu najbardziej cool tekstów dekady. Dla tego fragmentu można traktować „Young Hearts Spark Fire” jako kandydata do hymnu pokolenia.


Na wysokości „Wet Hire” jesteśmy już kupieni. Pędząc razem z przesterowanymi gitarami pod genialnie wybijany rytm perkusji nie ma możliwości powrotu. Mimo, że jest głośno i właśnie moja dziewczyna wyszła na balkon, aby nie słyszeć „tego darcia”, wszystko to spaja się w piękną melodię.


Linie wokalne są wyjątkowo czyste i poprawnie zaśpiewane. Przypominają mi nieodżałowane At the Drive-In, lecz zamiast zeschizowanych tekstów o nożyczkach dostajemy teksty o chęci wyrwania się ze schematów młodzieńczego życia.
Początek „Crazy/Forever” jak z dobrych czasów najlepszych dokonań buraczanego hard rocka. Wydawać by się mogło, że duet nie jest wstanie stworzyć czegoś, co można byłoby nazwać balladą. Przy dobrych wiatrach na początku lat 70 mógłby być z tego niezły przebój.

W „Sovereignty” znowu poruszany jest temat ucieczki z rodzinnego miasta: It's raining, OH-OH! in Vancouver/ But I don't give a fuck/ 'Cause I'm far from home tonight.". Romantyczna deklaracja wolności. Zamykające płytę “I Quit Girls” ma także coś chwytającego za serce. Po mimo noisowych klimatów falset Kinga brzmi tutaj naprawdę intymnie.


Co tu dużo mówić, płyta jest kandydatem do podsumowania roku. Jeżeli komuś zabrakło prądu w domu to proszę wrzucić „Post-nothing” do discmana na baterię, a otrzymacie kilkadziesiąt darmowych ekologicznych gigawatów, a dodatkowo kilka naprawdę raniących liryków.


http://www.myspace.com/japandroids

1 komentarz:

  1. Check out the album here: strictlybangers.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń