czwartek, 14 maja 2009

Trailer "Whatever Works" - Powrót na stare śmieci.


Nie ma filmu Allena bez Allena. Od lat to samo, od lat tak samo – Woody Allen nie ukrywa się z tym, że kręci sam o sobie z samym sobą, że praktycznie mówi do kamery, że całe tło jest tak naprawdę nieistotne. I obojętnie czy jest sobą w skali 1:1 – neurotycznym intelektualistą z celnymi (ostatnio coraz mniej) bon motami, czy jego rolę gra ktoś inny. Robili to Cusack, Norton, Branagh, Biggs, Ferrell… Można się spierać, czy występująca w „Vicky Cristina Barcelona” Rebecca Hall też była właśnie tym Allenem w przebraniu. Trochę tam intelektualizowała, miała w scenariuszu allenizmy, ale myślę, że podczas wywiadów raczej podchwyciła łakomy kąsek rzucony przez dziennikarzy, a zasłyszany od rozbierających na części pierwsze filmy krytyków, którzy potem nie potrafią ich złożyć z powrotem. Ale jeśli ona to sprawa dyskusyjna, to już grający główną rolę w nowym filmie Allena „Whatever Works” Larry David jest Allenem z krwi i kości.

Czy to się sprawdza? Nie mam pojęcia, jak każdy obejrzałem tylko dwuminutowy trailer, ale coś czuję, że to bardzo dobre rozwiązanie. Allen grający u samego siebie samego siebie się zużył. Irytuje i przeszkadza. Nie mogłem na niego patrzeć w „Scoop”, a z tych ostatnich filmów, w których po prostu go nie było wyróżniał się tylko „Match Point”. Poza dobrze obsadzonym Allenem „Whatever Works” wydaje się też mieć inne atuty: Nowy Jork, jazz w ścieżce dźwiękowej, aktorów (trochę przejadła mi się ostatnio Evan Rachel Wood, ale Patricia Clarkson obleci dla mnie nawet w kiepskiej produkcji gore) i klimat. Umówmy się, że to ostatnie to nic naturalnego. Taki Nowy Jork nie istnieje i nigdy nie istniał. Ale właśnie do takiego miasta, wymyślonego przez neurotyka przywykliśmy. Takim chcemy je oglądać.



http://www.whateverworksfilm.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz