wtorek, 29 grudnia 2009

Rok w singlach: 2009

Nie jest łatwo wybrać 20 najlepszych. Mimo skomplikowanych algorytmów i matematycznych wyliczeń i tak doszło do kilku spięć i nieporozumień. Bo np. okazało się, że jeden utwór singlem nie jest, i pojawił się spór na polu biurokracja vs. uczucie. Ostatecznie jednak wygrało to drugie i zgodnie zatwierdzono przymknięcie na to oka. Japandroids oficjalnych singli nie mieli w ogóle, a jak tu dać coś innego, no jak?

Czy te pieśni/numery/piosenki/kawałki to absolutny top topów? Naszych raczej tak, przez cały rok towarzyszyły nam w różnych sytuacjach, jedne non stop, inne wracały, a były też takie, na które przyszedł czas dopiero jesienią czy wczesną zimą. W autobusach, samochodach, wieżach, ipodach, na permanentnym repeacie i nagrywane na składankach dla ukochanych.

Dlaczego lubimy
te czy inne 3 minuty z kawałkiem? Nie jest łatwo napisać o czymś tak oczywistym, ale mimo to staraliśmy się w jakiś sposób nasz wybór uzasadnić, coś wam udowodnić, wytłumaczyć się, a przede wszystkim sprzedać każdy pojedynczy singiel dalej. Niech każdy z was poczuje chociaż w połowie to co my. Niech też rozboli was głowa.

20. The Big Pink „Velvet”

Smaczne bity na początek, przedstawiające niespodziewanego akustyka. Zawieszony głos, jak się okazuje ciągnący się przez cały kawałek. Wejście wokalu: “Seen it in my head, burning my heart/Seen it in my past, back in my home”. Zapomniana miłość odradza się na nowo. Tworzy i buduje kolejne piętra emocji, związanych z ujrzeniem jej ponownie. Piętrząca się struktura kawałka zaczyna być coraz bardziej doniosła. Wokal podnosi się na kolejnym poziom, aby za chwilę znowu upaść. Jest już za późno: “Seen it in my head, burning my heart/I found her in a dream, looking for me”.



19. Yeah Yeah Yeahs „
Heads Will Roll”

To paszport Polsatu dla tria Nowojorczyków, z wygrawerowaną na początku złotą myślą Obamy. Tak, oni też mogą z klasą rozpętać coś na parkiecie i choć najważniejszy pierwszy krok, to Karen O. wcale nie ma kompleksów. Bit daje radę, sekcja syntetyczna się zdecydowanie broni, a żeby nie było wątpliwości kto zacz, Nick Zinner buduje napięcie na gitarze (z powracającym motywem jutowym). Nikt się nie wypiera, że to zabawa z konwencją. Tekst mówi sam za siebie. Ale kiedy Karen śpiewa fragment „Looking glass, take the past/ Shut your eyes, you realize” jestem pod dyskotekową kulą, mokry od potu i błyszczący od brokatu. I tracę głowę.


18. Bat For Lashes "Pearl's Dream"

Natasha Khan ma niesamowity dar przenoszenia słuchacza do zupełnie innego świata. Robi to za pomocą nieziemskiego głosu oraz niepowtarzalnej tajemniczej, bajkowej atmosfery (produkcji?). Fantastyczny mostek przesterowanego basu wraz z zawodzącym wokalem zapowiada, że ma się zdarzyć coś niebezpiecznego. Zamiast zagrożenia otrzymujemy jednak kołysankę: “And when the battle was done/I was promised my sun /But with a thousand nights gone /To any kingdom I run”. Tim Burton zabrał się za “Alicję w krainie czarów”. Po trailerze śmiem twierdzić, że mu nie wyszło. Widocznie za mało słuchał Bat For Lashes.


17. Groove Armada „I Won’t Kneel”

WTF tego roku. Jeżeli ktoś miałby zgadywać, nie znając daty produkcji tego kawałka, podejrzewam, że choćby był nawet najbardziej wyczulonym słuchaczem, to umiejscowiłby ją w latach 80. Nie da rady inaczej. Ten numer ma wszystkie cechy doskonałego szlagieru tamtej dekady: płaczliwy wokal (niesamowita Saintsaviour, co ona robi na każdym etapie kawałka to jest mistrzostwo świata), ta płynąca gitara w refrenie, mosiężny synth. „I Won’t Kneel” to drugi singiel po „Warszawie” zapowiadający nową płytę Groove Armady. „Black Light” – bo taki jej tytuł, zapowiada się wybornie.


16. xx “Islands”

Sekret tego kawałka to idealne zgranie kończącej pierwszą zwrotkę Romy i wchodzącego Olivera. Tylko tyle i aż tyle. Mały muzyczny orgazm. Moment idealny, cud nad Tamizą, powalające przejście podparte tak prostym jak tylko się da motywem basowo-gitarowym. Wielu artystów dałoby się pokroić za te parę sekund, gdyby Timbaland to wymyślił, to sprzedałby komuś za dużą bańkę, a Lady Gaga podkreśliłaby specjalnym koncertowym strojem. Dzieciaki z xx nie dostrzegły w tym jednak marketingowego potencjału i po prostu wsadziły gdzieś tam w środek. Parafrazując: „see what the’ve done”?


15. Japandroids „Young Hearts Spark Fire”

Ciężko napisać o tym numerze nie wspominając o refrenie, ale spróbuję. Fajny mocny i szorstki riff, perkusja bez wytchnienia, rozpędzająca się zwrotka…No dobra, nie da się! „We used to dream/ Now we worry about dying” to clue wszystkiego: samozachowawczy instynkt jutrzejszego samobójcy, dwudziestokilkuletni lęk przed dorosłością, kryzys wieku pośredniego, strach, rozpacz, wkurwienie i depresja. To ty i ja jedną nogą wciąż tam, a drugą już niestety tu. To nasz bunt, nerdowska generacja nic AD 2009.





14. Passion Pit „The Reeling”

Ciężko coś napisać na temat tak genialnie skonstruowanej piosenki. Singiel ten to układanka zrobiona z cudownie przylegających klocków. No bo czy kurwa ktoś rozumie przejście w 0:32? Wygimnastykowany wokal i te chórki w refrenie, ah. No i to zamknięcie w 4:22. Małe, a cieszy. Spuścizna po MGMT, ale warta świeczki.





13. Grizzly Bear „Two Weeks”

Ten numer jest tak piękny, że do tej pory nie mogę tego ogarnąć ani zrozumieć. Chłopcy śpiewają jak dziewiczy ministranci, jeszcze nie tknięci przez złe siły z zakrystii i to oni są tu najważniejsi, mimo, że muzycznie trochę się dzieje. Kiedy słucham tego anielskiego „aaaaaaaaa” czuję się jakby namaszczał mnie sam Duch Święty, a reszta trójcy myła mi stopy. Wielogłos powala. Bridge w 2:11, który zaraz potem przechodzi w arpeggiowany na klawesynie refren, to miód na moje uszy. A potem to już tylko tak jak w teledysku i Księdze Rodzaju – po prostu staje się światło. I ja czuję, że ono jest dobre.



12. Kamp! „Breaking a Ghost’s Heart”

Prawie 10 minut mistrzowsko skonstruowanych bitów, zacięć syntezatora i egzaltowanego wokalu. Ekspres pędzący z prędkością 350 km/h. Stacja pierwsza: Wyjście bitu z cienia - 1:03. Zapowiedź czegoś wielkiego. Stacja druga: Wejście wokalu - 1:45, czy ktoś słyszał w tym roku bardziej przejmujący głos? Na granicy księcia egzaltacji Smitha. „Kto tego Pana tak skrzywdził?” (thx Lila :)). I co on tam wyśpiewuje. Ja już chcę wysiadać. Stacja trzecia: Wejście automatu perkusyjnego i przesterowanego wokalu 2:17, pędzimy dalej. Stacja czwarta: 3:20 - refren, Panie i Panowie kontrola biletów, nawet ten, kto nie ma legitki zostaje. Nie ma już powrotu. Co ja tutaj robię?. Stacja piąta: 4:25 - Łamiemy bity, zmiana torów. Stacja szósta: 4:45 – To nawet nie jest „Trans Europe Express” to jest kurwa „Electro Polish Good Shit”. Stacja siódma: 6:00 – W oddali słychać semafory, mijamy kolejne miasta, za szybą tylko światła, nabieramy prędkości. Znowu ciemność: „Then I broke, then I broke, then I broke YOUR HEART”. Czy można jeszcze szybciej? Można: Stacja ósma: 8:06 - Podkreślenie bitu gitarą. Stacja Końcowa: 9:10. Uff. Jadę jeszcze raz.




11. The Drums „Let’s Go Surfing”

Nie będę pokazywał palcem kto przywlókł tę muzyczną świńską grypę, ale chwyciło od razu. Gwizdanie się udzieliło, tak jak i new orderowy zaśpiew. Trudno też było uchronić się przed tak-prostym-że-aż-strach riffem czy perkusją, proszę o wybaczenie, na jedno kopyto. Ten kawałek powinien być w wikipedii jako ilustracja do słowa „hicior”.






10. Passion Pit “Little Secret”

Ależ fajnie siedzi ten naiwny dziecięcy synth-motyw. Tryskający optymizm nawet mnie się uczepił jak rzep! Jak dobrze sprawdza się perkusja, od razu chce mi się tańczyć! Chyba nabrałem się na stare sztuczki, bo nic w tym nowego, mix wszystkiego co dobre i sprawdzone. To jak mieszanka wedlowska z samymi bajecznymi i pierrotami. No i? Nawet na tak ograny motyw jak stłumione brzmienie w 1:31 nie chce mi się narzekać. “Higher and higher and higher!”




9. Royksopp „The Girl And The Robot”


Czy wszystko czego się dotknie ta urocza Szwedka zamienia się w złoto? Royksopp na swą kobiecą płytę zaprosił cudowne dziecko: Robyn. Jaki wynik? Wypasiony elektro-popowy szlagierek, z pełzającym bitem, o biednej dziewczynie i jej nieczułym chłopcu. Proste środki, ale Robyn śpiewa bardzo przejmująco. Metafizyczny sci-fi-pop. Palce lizać.






8. Depeche Mode „Wrong”

Na pewno klip robi tutaj swoją robotę, ale nie można odmówić DM doskonałego singla. Genialna zapowiedź słabej płyty. Mosiężny chór, wykrzykujący „WRONG” i wejście Gahana na pełnej kurwie. „I was born with the wrong sign/In the wrong house”. Wściekle i drapieżnie. Dziadkowie muzyki elektronicznej wysmażali coś na kształt palącej się petardy, która zaraz ma wybuchnąć. Jednostajny kąśliwy bit, niczym kołysanka odmierza czas do końca pieśni. Chociaż i tak wiemy, że nie zdążymy zatrzymać palącego się lontu... BUM!!!





7. La Roux „In For the Kill”


Najlepsze intro tego roku. Sprawdźcie to podwójne uderzenie już na samym początku, zamknięte w milisekundach. Rozmywający się klawisz i buńczuczne wejście Elly. Duch niedocenionego w dzisiejszej muzyce Vincenta Clarke, unosi się nad tym powerplayem. Analogowych dźwięków nigdy dość. Ja naprawdę doznaję, kiedy wchodzi „Full stops and exclamation marks” z zaciągającym pod koniec wersu wokalem. Nie mogę oprzeć się tej lisiczce.





6. Animal Collective “My Girls”

Tego tekstu jest nieznośnie mało jak na prawie 6 minut genialnej muzyki. Ale liczy się w końcu jakość, a ta jest najwyższej klasy. Mały mash-up z zawodnikiem tej samej wagi, Janem Kochanowskim? Proszę bardzo: „Inszy niechaj pałace marmurowe mają/ I szczerym złotogłowem ściany obijają/ With a little girl, and by my spouse/ I only want a proper house”.





5. Phoenix „1901”

Kiedy czasem oglądasz akcje najlepszej piłkarskiej ekipy świata i rozkminiasz jak Giggs z Rooneyem czy też ze Scholesem rozgrywają miedzy sobą piłkę, nie jesteś w stanie ogarnąć ich doskonałości. Jak Ci giganci potrafią się tak zgrać? Jak to możliwe, że ich nogi poruszają się dokładnie w takich sekwencjach, aby piłka trafiła do bramki. Jak to możliwe, że ich ruchy synchronizują się w taki sposób, że chce nam się zawyć z zachwytu. Aby to zrozumieć, należy prześledzić chociażby wstęp tego kawałka.





4. Bat For Lash
es “Daniel”

Nośny numer z dobrym teledyskiem? U Natashy Khan nigdy nie jest tak prosto. Trzeba dorzucić jeszcze dziwaczną fascynację Karate Kidem, do tego świetny klawisz, idealny bit, jak zawsze seksowny wokal „kiedy Natasha biegnie w ciemności”. Syntetyczne smyczki po irlandzku, pikantne pizzicato w końcówce. Daniel! Obudź się chłopie! Ona cię kocha!





3. Florence & The Machine „Rabbit Heart (Raise It Up)”


Już od pierwszych dzwoneczków, uderzenia perkusji i welwetowego wokalu wiemy, że to coś, co przeszywa od stóp do głów. Florence jako największa konkurentka dla Natashy w bitwie o najlepszy kawałek fantasy, snuje niesamowicie ciekawą baśń. Piosenka ta ma w sobie coś mistycznego, coś, czego nie można zobaczyć, ani dotknąć. Co więcej, penetruje obszary mózgu odpowiadające za latanie.




2. Phoenix „Lisztomania”


To cudo nie mogło tak po prostu powstać, a już na pewno nie w wyniku twórczego olśnienia drogą ołówek- papier- gitara na kolanach. Spisek jest bardzo prawdopodobny, układ więcej niż możliwy. Wtyki w Hollywood? Pomógł teść Francis Ford? Megakomputer z NASA na podstawie testów z facebooka wygenerował riff doskonały? Komuś z zespołu przyśnił się motyw pianinka? W każdym razie nóżka chodzi, po raz pięćsetny wyśpiewuję “These days it comes it comes it comes it comes it comes and goes!”. Ja i moi ludzie możemy słuchać Phoenixa godzinami. Parę dni temu na gg stwierdziliśmy z Karlajn, że może i “1901” ma swoje "hej hej hej hej" i "falin' falin' falin', ale w „Liszto” jest za to superanckie „Like a riot, like a riot, oooh!” Phoenixomania?



1. Girls „Lust for Life”

Słodko-gorzka moc tego neurotycznego hymnu jest porażająca. Melodyjne jak cholera, piosenkowe do wyrzygania i boleśnie prawdziwe (choć pozornie infantylne). Miałeś się wieszać, ale zaczynasz nagle tańczyć. Chciałaś pośpiewać, ale nerwowo szukasz żyletek napełniając wannę nieznośnie twardą wodą. Chciałbym to, chciałabym tamto, ale zamiast tego jak zwykle coś innego. Tak, jest źle, jestem ostro pierdolnięty! Życie jest beznadziejne, dobrze, że przyjaciele są obok, bawmy się, tylko tak możemy przetrwać (gitary grają rytmicznie). Jadę na mojej szczęśliwej deskorolce w dół ruchliwej ulicy, ten pęd nie potrwa już długo (pa pa parara pa pa pa). Może gdybym się bardziej postarał to moglibyśmy spróbować jeszcze raz? (c’mon c’mon c’mon). Tak bardzo chciałbym…


foto by Ecia: http://ewadyszlewicz.blogspot.com/

2 komentarze: