niedziela, 13 grudnia 2009

Diablo Cody "Candy girl", czyli lizanie cukierka przez szparkę.


Zawsze kiedy ktoś fajny staje się nagle popularny i cały świat na niego patrzy, ludzie reagują pozytywnie. Rzadko obecna jest wtedy zawiść i zazdrość. Debiuty ulubieńców to raczej chwila dodająca ludziom pewności siebie, obamowskie „Yes, I can” jest na ustach wszystkich. Bo skoro taka przeciętna laska mogła, skoro tak jak ja czy ty siedziała, wpieprzała mrożonki i pisała bloga, to znaczy, że w zasadzie może każdy. No dobra, Diablo rozbierała się jeszcze za kasę i w sumie na tym wypłynęła, ale to chyba też jest do ogarnięcia. Otóż nie do końca. Bo nie chodzi tylko o to, żeby te cycki pokazać. Na tę chwilę wstydu zdecyduje się prawie każdy. Chodzi o to, żeby dobrze opisać jak się pokazywało, wydłużając ten moment w nieskończoność. Wysublimowany ekshibicjonizm – ot co.

Z perspektywy późniejszej hollywoodzkiej kariery blog Pussy Ranch i bazujący na nim pamiętnik wydają się teraz mało ważne. Wypadki następowały po sobie bardzo szybko. Najpierw docenione zarówno przez krytyków jak i przez widzów fenomenalne „Juno”, które zapewniło Diablo Oscara za scenariusz. Następnie showtime’owy serial „United States of Tara”, z powalającą Toni Colette w roli tytułowej ( Emmy raz!), który, choć trudno w to uwierzyć, powołał do życia Spielberg (serial jest tak dobry, że do tej pory nie ma oceny na imdb - polecam z całego serca). W tym sezonie natomiast w kinach „straszył” kolejny film ze scenariuszem Cody „Jenifer’s Body” – tu już trochę słabiej, bo choć Megan Fox pręży się jak może, to Diablo mogła postarać się bardziej – dialogi raz są dobre a raz średnie. Oryginalne też jest nie do końca, bo podobny poniekąd pomysł był niedawno w „Teeth”. Zresztą, co ja mówię – pamiętacie „Carrie”? No.

Ale właśnie z powodu takich blockbusterów zachęcam do przeczytania pamiętnika młodej pokazywarki, czyli „Candy girl”, a po naszemu „Cukiereczka”. Trzeba zobaczyć w Cody fajną dziewczynę, z którą każdy z nas poszedłby na piwo. Bo Diablo to równiacha. Słucha dobrej muzy (listy przewijające się w książce są genialne), ogląda odpowiednie filmy, no ogólnie ogarnia całe to popkulturalne gówno i potrafi błysnąć. Ma też te dwie magiczne rzeczy, które zawsze najbardziej cenię u dziewczyn. O rozbieraniu będzie zaraz, chodzi mi teraz o poczucie humoru i dystans do siebie. Diablo jest cool. I choć niezły z niej numer, chociaż czasami ostro sobie poczyna, to postrzegamy ją raczej jako złotą amerykańska dziewczynę, która uśmiecha się i „everything’s gonna be alright”. Może wiele osób się nie zgodzi, ale coś takiego ma też panna Sarah Silverman – niby nie ma dla niej świętości i bez mrugnięcia okiem opowiada o cipce swojej ekshumowanej babci, ale z drugiej strony wiemy, że musiała ją naprawdę kochać. A Diablo? Może niech sama o sobie powie ze dwa zdania: „Wcale nie uważałam, że wyglądam na wredną. Na zamkniętą w sobie? Być może. Na wrogo nastawioną? To wiadomo. Ale pochlebiam sobie, że potrafię ułożyć twarz w maskę anielskiej zmysłowości”.


„Cukiereczek” jest zabawny, szczery i bardzo interesujący. Diablo Cody zabiera nas w podróż po klubach ze striptizem, tych lepszych i tych gorszych, tych z wybiegiem i takich, w których ołtarzem jest metalowa rura łącząca sufit z podłogą. Cierpliwie tłumaczy niuanse, opowiada ciekawostki, rzuca nazwami i spostrzeżeniami. Nie wymądrza się, to nie ton mentorski. Cały czas jest obserwatorem, nie wychodzi z tej roli nawet, kiedy „…zaczęłam się nieporadnie dopieszczać i mizdrzyć jak pijana aktoreczka na widok paparazzich. (Na prywatny użytek masturbowałam się w bardzo rzeczowy i pozbawiony udziwnień sposób, ale teraz starałam się tę czynność uatrakcyjnić, chociaż za bardzo nie wiedziałam jak)”. Tańczenie jest fajne, dodaje pewności siebie, rozbieranie jest dla ludzi, a dziewczyny, które to robią są normalne, to sól tej ziemi, choć niektórzy pewnie sądzą, że to wyuzdane superlaski, perfekcyjne i umięśnione. „W żółtawym świetle garderoby widziałam jednak paznokcie ogryzione do żywego mięsa, kolczaste jak jeże wargi sromowe, piersi obwisłe niczym znoszone sportowe skarpety.(…) Jeśli takie paszczaki mogą się rozebrać nie odstraszając klienteli, to ja też mogę zrobić striptiz…”. Diablo Cody nie zbierała materiału na książkę zagryzając zęby, nie udawała – ona po prostu, tak jak tysiące innych dziewczyn, rozbierała się dla kasy. I było jej z tym dobrze. Ktoś chętny?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz