poniedziałek, 7 grudnia 2009

Rachunek sumienia: "Zero".


Chociaż widziałem już to kilka razy, zaczynając od „Pulp Fiction” na „Crash” kończąc, tym razem jest troszeczkę inaczej. „Zero” z chirurgiczną precyzją zszywa aż kilkadziesiąt odrębnych wątków. Przeplatające się historie skaczą z jednego plotu na drugi, a jedynymi punktami styku są przewijający się bohaterowie, często dla siebie obcy. Co ważne, nie można się w nich pogubić. Reżyser mocno trzyma je na smyczy, popuszczając ją od czasu do czasu, aby mogły swobodnie się rozwinąć lub z powrotem zaplątać.

Film składa się z osobnych opowieści o ludziach o różnym statusie społecznym, pochodzących z różnych środowisk. Producent z branży porno, samotna ordynator, zdradzany menadżer wielkiej korporacji, zburaczały taksówkarz, bezpłodna żona itd. Chociaż wszyscy próbują się odgrodzić od reszty, zawsze nawet przez przypadek trafiają na siebie, aby w jakiś sposób wpłynąć na swoje losy. Konotacje bez emocji, bez uczuć.

Można zarzucić „Zero”, że w film na siłę porusza niemal wszystkie problemy dzisiejszego społeczeństwa. No bo czego tutaj nie ma: pedofilia, pornografia, prostytucja, zdrada, zabójstwo, korupcja. Jednak nie spotkamy tu nadmiernego katechetycznego moralizatorstwa, tak jak bywało w polskim filmie w ostatniej dekadzie. Nie ma także usilnych recept na życie, jest tylko zimny obraz ludzi pogrążonych w skrajnym indywidualizmie, realizujących za wszelką cenę tylko swoje potrzeby. W filmie nie pada żadne imię. Każdy z bohaterów jest anonimowy, zamknięty w swoim mikroświecie. Jednostki zapatrzone w siebie, dążące do zwiększenia swojej wartości.

Kolejne sceny podsycają napięcie. Z każdą minutą filmu myślałem jak można by jeszcze zakręcić „kalejdoskopem przypadku”, aby pokrzyżować wszystkim plany. Po seansie bawiliśmy się ze znajomymi w zabawę: jaki przedmiot czy jakie zdarzenie zmieniło bieg poszczególnych historii. Okazało się, że było ich mnóstwo. Świadczy to tylko o dobrze przygotowanym scenariuszu i zgrabnie prowadzonej fabule. Reżyser Paweł Borowski jako debiutant wcale się nie pogubił, a o to było przecież nietrudno.

Borowski zrobił film lodowaty i surowy, pokazujący prawdziwe obliczę dzisiejszego świata, rozdartego pomiędzy slumsami a najwyższym piętrem ekskluzywnego wieżowca. Każda z historii to opowieść o ludziach, którzy zatracili gdzieś umiejętność komunikacji między sobą. Jedynym sposobem na nawiązanie kontaktu z drugą osobą jest transakcja finansowa. Czy to zakupy w warzywniaku lub sex shopie, zapłata za czarną robotę czy też za operację dziecka? Skrajności mieszają się tu ze sobą, poszerzając przepaść między jednostkami. Jednak, aby poczuć coś, oprócz zapachu pieniądza, należy zapłacić największą cenę. Cenę bycia człowiekiem. Początkowa wartość bohaterów filmu to właśnie ZERO.


9 komentarzy:

  1. "Po seansie bawiliśmy się ze z n a j o m y m i w zabawę"?! Myślałem, że kurczę z przyjaciółmi! FOCH! :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, czytałem ostatnio wywiad z Tobą i zapomniałeś o mnie, kiedy wspominałeś o pierwszych recenzentach! FOCH :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzieś ty ten wywiad wygrzebał? Gdzieś pewnie w okolicach grabarskiej komórki ;) A w ogóle mój foch jest większy niż Twój foch. FOCH! FOCH!
    Bt-fuckin'-w: "ktoś ze z n a j o m y c h zgarnął u mnie z biurka płytę, przeczytał tekst i rzucił „grafomania i banał”. TRIPLE FOCH! :p

    OdpowiedzUsuń
  4. A ZERO, kończąc offtopa, naprawdę doskonałe...

    OdpowiedzUsuń
  5. ;)trzeci foch mi się podoba, drogi przyjacielu, bo oznacza, że łyknąłeś przynętę i że regularnie czytasz;)zresztą tam obniżenie twojej czy Pauli rangi społecznej było więcej niż celowe;) I love you, man;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cicho, Phil wszystko wie wszystko słyszy! :)
    Let's hug, let's squeeze. Duża buźka :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Pokemon. Foch them all.

    OdpowiedzUsuń