poniedziałek, 9 sierpnia 2010

"Incepcja" czyli percepcja do wewnątrz? ;)


Mało jest reżyserów, na których premiery filmów czekam z zapartym tchem. Wszyscy wielcy tego świata już dawno się sprzedali. Nie mogę ogarnąć spadku formy Ridleya Scotta do poziomu mniej niż zero, Olivera Stone’a, który nakręcił sequel Wall Street, Allenowi nie da się już wybaczyć zjadania swojego czwartego ogona. Może dlatego z braku laku kibicuję Nolanowi. Mimo zachwytów nad jego twórczością krytyków i widzów, muszę stwierdzić, że jego filmy są tylko bardzo dobrze nakręconymi filmami rozrywkowymi, siląc się niestety z przesadą na kino intelektualne. A może to właśnie dzięki nasyceniu jego filmów dozą pseudo-metafizyki odróżniają się na tle dzisiejszych amerykańskich produkcji. Może dlatego na nowe filmy Nolana czekam z utęsknieniem, zadając sobie pytanie jakie wkręcające zakończenie przemyci tym razem. Każdy odliczał dni do premiery „Mrocznego Rycerza”. Każdy z nas napalił się tak, że nie dostrzegł błędów logicznych i przegadanych kwestii. Czy w przypadku „Incepcji” nie jest podobnie?

Na samym początku wyżalę się na dzisiejsze kino komercyjne. Po „Mrocznym Rycerzu” zastanawiałem się co Nolan sobie teraz będzie dłubał w przerwie do następnego Batmana. Może jakiś odpoczynek? Nic z tego, facet nie dość, że zabrał się za kolejny film z rozmachem, to jeszcze skrobnął scenariusz. Niewątpliwie ma talent. Jednak oglądając jego filmy wydaje mi się, że za bardzo sili się na zrobienie filmu kultowego. Co więcej dokładnie wie jaka jest recepta na takie kino. Czego tu nie mamy? „Matrix” – zawieszki w powietrzu, „Blade Runner” – świat tajemniczych korporacji oraz pytania pokroju „Kim jestem?”, „Gorączka” – „dobrze ubrane” kino akcji itd. Gdyby Nolan chociaż zmniejszył rozmiar o „jeden poziom” byłoby oki. Kiedy pojawia się rozkminka bohaterów o wskoki na następny level świadomości, film zakrawa na parodię „Incepcji”. Podobnie jest z poważnymi rozmowami bohaterów. W pewnym momencie miałem ochotę zaśmiać się i krzyknąć „skończcie ten bełkot”. Panie Nolan bardzo fajnie, ale po co tak zakręcać i przykrywać intelektualnym pierdzeniem błędy w scenariuszu (jakie? nie będę spoilerował).

Druga rzecz, która popełniana jest nagminnie w kinie amerykańskim, to „ukryty lektor” dla widza masowego. Jeden z bohaterów wprowadzany jest na siłę, aby tłumaczyć na bieżąco akcję filmu. W tym przypadku to Ariadne – Ellen Page. O zgrozo zobaczcie jak ona ma na imię. Ariadno, dziękujemy ci za nić bez niej nie wydostalibyśmy się z tak zagmatwanych sytuacji w scenariuszu. Bohaterka grana przez Page nie ma żadnej historii w filmie, nikt się z nią nie utożsamia, nie jest tez postacią, którą chce się oglądać, ale jest manekinem gdzie każdy tłumaczy jej jak dla pierwszaków o co kaman. Ariadne pyta” I co teraz będzie?” albo „a dlaczego tak?” a dlaczego nie tak” i zaraz otrzymuję odpowiedź. Proszę, dajcie trochę pomyśleć. Już nie raz pisałem na coldaimie, że kluczem do statusu filmu kultowego jest nieodkryta tajemnica. Ile razy widzieliśmy na ekranie postać Aliena z „Ósmego pasażera Nostromo”?

Nolan kręci postmodernistyczne kino akcji. Miszmasz gatunków połączony mimo wszystko z realizmem. Podobają mi się bohaterowie prowadzeni twardą ręką bez taryfy ulgowej. Gdzieś, przeczytałem, że „Incepcja” to kino szpanerskie. I tak dokładni jest. Mnie to jara. Panowie w dobrze skrojonych garniturach z poważnymi minami ładują karabin maszynowy w kadrach wyjętych z włoskiego Vogue. To jest cool. Świetnie dobrana obsada. Di Caprio musi być zmęczony odgrywaniem ostatnio tych samych ról agentów i policjantów z problemami („Krwawy Diament”, "W sieci kłamstw”, „ Wyspa Tajemnic”), ale i tak daję radę. Dobrze odświeżony Joseph Gordon-Levitt. Genialnie urzekający Tom Hardy. Nieśmiertelny Michael Caine (czy on jest przybranym ojcem Nolana, czy jak?). Czy totalnie odrealniony Cillian Murphy. Podoba mi się też pokazówka „lubię oldschoolowe kino akcji” w postaci obsadzenia Toma Berengera.

Przejdźmy do fabuły. Koncepcja wchodzenia w sny w snach do tej pory nie penetrowana, chociaż „Odmienne stany świadomości” było blisko, no i jeszcze Sknerus McKwacz. Za ten pomysł należą się uznania. Agenci i korporacje w stylu cyber-punk. I’m Lovin’ it. Czułem klimat od samego początku. Fani Sci-fi nie mogą być zawiedzeni. Mroczne zawieszenie akcji nie wiadomo na którym poziomie świadomości faktycznie zmusza do zagwostki a la ”Gdzie kończy się kosmos?”. W takim sosie przymykam oko, na śmieszne scenki typu związanie ekipy w sandwicha (McGrubber by tego nie wymyślił). Od samego początku film trzyma w napięciu, nie puszcza nawet do ostatniej sceny. Zapierdala aż miło. Muzyka buduje dynamiczny klimat i wkręca się w mózg jak w fazie REM. Ciekawostka dla fanów muzyki: Sprawdźcie sobie kto robił gitarę pod motyw prowadzący.

Christopher Nolan nie spoczął na laurach po „Mrocznym”, co więcej zrobił sobie bardzo udaną rozgrzewkę przed zamknięciem trylogii, a tam nie będzie już taryfy ulgowej. To jak w końcu Mr Freeze czy Aborygen? ;).

PS. Jeszcze odpowiedź dla czytelników. Młody kawaler Krysko, zgłaszał uwagi do filmu, że wszyscy strzelają z maszynówek do bohaterów i nikt nie dostaje. Redakcja śpieszy z odpowiedzią. Kiedy śpimy wielokrotnie mamy wrażenie nieustającej ucieczki, biegniemy, ale stoimy w miejscu, próbujemy coś ułożyć, ale zaraz się rozsypuje, ktoś do nas strzela, ale nie może trafić…

3 komentarze:

  1. Przyznam, że na film również nie mogłem się doczekać ale wychodząc z projekcji czułem jakiś niedosyt. Sama koncepcja snu Nolana jest niezła ale w porównaniu do takiego snu Lyncha w Mulholland Drive to zbyt wysoko się nie wybija. Pierwsze minuty filmu są dobre, jest akcja, później jednak trochę się to zmienia i reżyser zaserwował mi 30-40 minut nudy przed główną akcją (wprowadzenie Ariadny, rysowanie labiryntów i oklepane komponowanie składu do głównej akcji), nie jestem jakimś mega-fanem akcji non-stop, ale jak na Nolana byłem wymagający i spodziewałem się jakichś smaczków w jego wykonaniu, musiało mu się przysnąć w tym kawałku filmu. Sama gra aktorska dobra ale Di Caprio chyba jest zmęczony targaniem go po planach filmowych bo taki mi się właśnie wydawał, momentami niemrawy, nawet ospały względem poprzednich wcieleń. Podobała mi się rola Gordon-Levitta, nawet trochę bardziej się postarał. Nie wiem jeszcze czy słusznie ale brakowało mi jakiejś więzi między bohaterami bo jedyna mocniej poruszona to Cobb-Mal. Film ogólnie jest mocno przereklamowany, recenzenci piszą że "rewolucja" ja tam tej rewolucji nie zauważyłem bo tak jak napisałeś jest to taki "mix" tego co już było. Film na chwilę obecną ocenia się na 9.2/10 (imdb.com) i stoi na 3-cim miejscu w rankingu filmów wszech-czasów, w tej chwili znajduje się nie na miejscu ale skończą się projekcje w kinach na świecie i spadnie w dół o jakieś 10-15 pozycji, dokładnie tak samo było z Mrocznym Rycerzem.

    Na koniec dodam krótko, że film mimo paru rzeczy które wymieniłem i które Phil umieścił w swoim artykule ogólnie mi się podobał, muzyka niesamowicie buduje klimat szczególnie utwór "Time", akcja wciska w fotel do samego końca. Oczywiście nadal kibicuję Nolanowi i mam nadzieję że dostanę wkrótce produkcję na miarę Memento, czy chociaż Prestiżu.

    Recenzja git.

    PS: I ostatni raz oglądałem trailery w których uchwycone są wszystkie najlepsze efekty specjalne przed oglądnięciem filmu, więcej tego błędu nie popełnię, nie będę oglądał żadnych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ok, faktycznie moze i nie wglebilem sie zbytnio w ta wyimaginowana koncepcje "snienia" ale jak dla mnie i tak ten film jest taki jak zdanie w 2gim akapicie "za bardzo sili się byc filmem kultowym" (czy tez w tym przypadku 'czyms specjalnym'). Idea i zamysl szczytne, gorzej z realizacja i przekuciem tego na cos na prawde wartosciowego. no coz, widocznie kino Nolana nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam sie z tą recenzją..jest piękna !

    OdpowiedzUsuń