poniedziałek, 1 marca 2010

Joanna Newsom "Have One On Me": Harfeelin'


Joa
nna Newsom to pod wieloma względami artystka trudna. Rozbudowane formy, które uniemożliwiają singlową radiową promocję, długie nieoczywiste i wielowarstwowe teksty, „solówki” na harfie i ten głos, dla niektórych zbyt dziecinny i irytujący. Zniechęcić się można szybko, trochę lubić się jej nie da. Musisz zanurzyć się od razu w całości, bo stanie po kolana w wodzie po prostu nie ma sensu. Amerykanka jest nie tylko bardzo oryginalna, ale także świadoma wszystkiego, co robi. Jest pewna siebie i ma powody – zachwyca, hipnotyzuje nie pozwalając sobie na momenty słabsze. Już po debiutanckim, jeszcze mocno piosenkowym „The Milk-Eyed Mender” wszyscy klęczeli w uniesieniu, a kiedy pojawiło się „Ys” było po prostu pozamiatane. Pięć utworów, prawie godzina muzyki i to takiej, której wcześniej nie było. Bajkowe, piękne, niespotykane. W 2006 każdy dzieciak chciał dostać pod choinkę harfę. Wydana pół roku później EPka z uwodzącym barokowym utworem „Colleen”, brzmiącym jak prosto z królewskiego dworu, była tylko wisienką na torcie. Co dalej? Co dalej?!

Joanna nie jest dziewczyną, która sobie cokolwiek ułatwia i idzie na kompromisy. Znowu zaszalała. Owszem, wróciła trochę do formy piosenkowej, ale jej pojęcie piosenki jest specyficzne. „Have one on me” to wydawnictwo 3-płytowe i to nie bonusy, odrzuty czy koncerty, ale dwie godziny zupełnie nowego materiału. Pełnoprawnego, równego, dopracowanego, dojrzałego i wgniatającego w fotel. Godnych uwagi artystów można poznać nie po wysokim poziomie w danym momencie, ale po nieustannym rozwoju na przestrzeni płyt. Co więc nowego u kalifornijskiej harfistki?

Przede wszystkim różnorodność kompozycyjna. Jest wiele odmiennych pomysłów w tych 18-tu utworach i nie ma wrażenia snucia długiej opowieści jak w przypadku na wskroś folkowego „Ys”. Wszystko idealnie pasuje i układa się w całość, ale to nie koncept na jednym oddechu. Wszystko współgra i zachowany jest klimat, ale to już nie tylko folk. Ponadto instrumentarium nie tyle zostało wzbogacone, co poszczególne instrumenty wysunięte są na pierwszy plan. Harfa to dalej ulubione narzędzie Newsom, ale pojawiają się też pojedyncze smyczki, solowe dęciaki, fortepian, gitara, perkusja i masa dziwacznych instrumentów o nic nikomu nie mówiących orientalnych nazwach. Bez przesady, tylko w wymagających tego momentach, ale jak już to ich użycie jest więcej niż uzasadnione. I tak np. perkusja w z pozoru minimalistycznych, ale tak naprawdę bardzo rozbuchanych aranżacyjnie „Baby Birtch” i „In California” jest obecna tylko w kilku momentach, ale ma w sobie więcej smaku niż szwajcarska czekolada na gorąco, którą właśnie popijam . „Jackrabbits” za to, bardzo proste i zbudowane na brzmieniu tylko instrumentów szarpanych, gdzie gitara koresponduje z harfą, a swoje trzy grosze dorzuca banjo, to klasyczna piosenka, już nie forma. „Powiedz mi, że mogę, że mogę znów cię kochać”, śpiewa zrozpaczona Joanna, a my dostajemy coś, co dotychczas było u niej rzadkością – refren.

Momentów (i tekstów!), które na tej płycie naprawdę urzekają jest prawie tyle ile utworów. „Good Intensions Paving Company” to mój ulubieniec, chórki, wstawki country – w ogóle co za wesoły i rezolutny klimat. Feist się kłania. Utwory z pierwszoplanowym fortepianem, takie jak „Occident” czy jazzujące „Soft As Chalk” są bliskie temu, co robi Tori Amos czy Regina Spektor. Natomiast takie rzeczy jak „Kingfisher” pokazują, że artystka ma jeszcze świeże pomysły jak wejść w klimat dworskiej opowieści.

„Have One On Me” to album, który ciężko będzie przebić. Joanna powinna wycofać się z muzyki, kupić farmę i zacząć hodować kozy. Tylko tak zachowa twarz, kiedy za dwa-trzy lata wyda coś minimalnie słabszego, a spodziewająca się cudu krytyka zmiesza ją z błotem. Bo tu do cudu jest niedaleko. Już rozpoczynające wszystko „Easy” robi wielkie wrażenie - Newsom wytacza tu od razu wszystkie działa, żeby w skrócie pochwalić się tym, co przez najbliższe dwie godziny będzie w skupieniu i bez pośpiechu prezentować. „Spokojnie, spokojnie, nie bójcie się. Musicie mnie spotkać, żeby mnie zobaczyć. Tu prawie mnie nie ma” – choć te słowa wypowiadane są w zupełnie innym kontekście, to brzmią jak zaproszenie. I koniecznie trzeba z niego skorzystać, w końcu to Joanna stawia.


http://www.myspace.com/joannanewsomallalive
oficjalny odsłuch

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz