piątek, 17 września 2010

Bazyl. Francja - USA 3:0


W 1996 roku niezmiernie ucieszyła mnie wiadomość, że za kolejnego „Obcego” bierze się reżyser uprawiający autorskie kino. Od „Ósmego pasażera Nostromo” tradycją było dobieranie reżyserów z charakterem. Mieliśmy Scotta – protoplastę serii, Camerona – lubującego się w kinie akcji, Finchera – jeszcze wtedy niedoszłego twórcę filmów kultowych no i w końcu Jean-Pierre Jeunet’a – twórcę wysublimowanych „Dellicatessen” i mrocznego „Miasta zaginionych dzieci”. Każdy z nich wniósł do serii swój własny styl, co sprawiło, że każda z części o Obcym stała się osobnym wielkim dziełem. Dlatego właśnie w 1996 roku zupełnie nie byłem zdziwiony, że Hollywood postawiło na europejskiego reżysera.

Jeunet jest dla mnie francuskim odpowiednikiem Terrego Gilliama. Nie tylko poprzez wykorzystanie monty-pythonowskiej animacji w swoich filmach, ale także za tony kreatywnych pomysłów, które przetaczają się przez film niczym kolorowe szkiełka w kalejdoskopie. Podobnie jak Gilliam buduje mikroświaty pełne mikro-osobliwości. Wystarczy spojrzeć jak świetnie dopiera bardzo wyraźnych aktorów (Ron Perlman, Dominique Pinion, czy chociażby Audrey Tautou), z którymi rzadko się rozstaje. Z wielką nadzieją i podekscytowaniem wybrałem się na „Bazyla” i już od pierwszej sceny wiedziałem kto zrobił ten film i dla czego znalazłem się w tej sali kinowej, a nie innej.

Film porusza ulubiony nomen omen temat Gilliama – kloszardzi i ich życie. Główny bohater to Bazyl, człowiek, który w dzieciństwie stracił ojca po wybuchu miny przeciwpiechotnej i który oberwał kulką w głowę w przypadkowej strzelaninie. Po rekonwalescencji zostaje bez pracy i bez domu. Dołącza do grupy bezdomnych, którzy dobrze sobie radzą sami, przerabiając złom. Ekipa oryginalna, bo znajdują sie w niej między innymi takie freaki jak kobieta guma, dziewczynka która przelicza wszystkie miary w głowie, człowiek który pobił rekord Guinessa jako ludzki pocisk, ale nikt nie chce mu uwierzyć itd. Bazyl postanawia zemścić się na dwóch konkurencyjnych producentach broni, którzy winni są zarówno jego kuli w głowie jak i śmierci jego ojca. Integruje całą ekipę, aby zamieszać szyki grubym rybom, stojących na czele owych korporacji. Robią to w iście zabawny i kreatywny sposób, za sprawą indywidualnych umiejętności każdego z nich. Prosty schemat ‘budujemy ekipę z najlepszych i robimy skok’ przemielany nie raz chociażby w ostatnio recenzowanej „Incepcji”, ale wykonany przez śmiesznych kloszardów jara jeszcze raz.

W czasie seansu nie mogłem się nadziwić, skąd Jeunuet bierze tyle ciekawych pomysłów. Energia i witalność przedstawianych gagów kipi na każdym milimetrze kliszy filmowej, a aktorzy niczym z trupy cyrkowej dają czadu, depcząc po piętach dwóm prezesom spółek. Kolejne sceny mijają niczym obrazki z komiksu o Kaczorze Donaldzie. Dodatkowo charakterystyczne światło i scenografia w filmach Jeunueta nie pozwala oderwać wzroku od ekranu. Mimo komediowej konwencji film przemyca gdzieś poważne pacyfistyczne przesłanie. Fatcaty międzynarodowej korporacji, zajadając krewetki i popijając je drogim winem, podejmują decyzje poprzez naciśnięcie klawisza ENTER. Wpływają tym samym na losy maluczkich, gdzieś tam na dole. A jeżeli te międzynarodowe molochy to producenci broni ich decyzje zyskują pole rażenia zmiatające miliony z powierzchni ziemi.

Ten film udowadnia, że nie trzeba już męczyć się na amerykańskich komediach, gdzie śmieszne sceny opierają się na puszczaniu wiatrów lub eksponowaniu przerysowanego motywu gejowskiego. Nie wystarczy umieścić cameo z jakimś znanym celebrytą, aby ludożerka poszła do kina (patrz scena z Tysonem w „Kac Vegas”). Jeunet zbudował przyjemny film, bez silenia się na nowoczesne popcornowe podejście do widza. Znowu zebrał ekipę świetnych francuskich aktorów i pokazał, że można zrobić coś z jajem. Jeunet już dawno wszedł do Ligue 1 światowego kina, ale teraz jest już w Champions League.

4 komentarze:

  1. Francuzi w ogóle robią dobre komedie, ostatnio oglądałem "Jeszcze dalej niż Północ" którą szczerze polecam, przejaja. A Bazyla na pewno obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Filip, błagam, pilnuj gramatyki, bo jak widzę frazę "zamieszać szyki grubym rybą" zamiast "zamieszać szyki grubym rybom" to mi się nóż w kieszeni otwiera.
    A film chętnie obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Maćku nie marudź. Lepiej coś napisz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorry Maciek, znowu nasz dział korekty spierdolił. Już poprawiam :)

    OdpowiedzUsuń