niedziela, 1 lutego 2009

Tkanka literacka

Anthony Burgess „A Clockwork Orange” – Księga ta taka gromadna, normalnie horror szoł jak się patrzy. Ale w rzeczy samej moi braciszkowie, wsio diengi świata warta jest. Kagda czytałem ją coś działo się we mnie i zastanawiałem się, czy to jakby taka choroba, mącąc mi w głowie i kto wie, czy nie robiąc mnie po nastojaszczy z uma szedłszym.




Lewis Carroll „Alice’s Adventures in Wonderland” – Książka dla dzieci? Jeżeli ostatni raz czytała wam ją mama do snu 20 lat temu, to odkurzcie biblioteczkę i wyruszcie w narkotyczny trip z Alicją i jej przyjaciółmi. Tu wszystko jest dozwolone, jedzcie i pijcie cokolwiek znajdziecie – grzybki, opiaty, ciastka z haszem, spowalniacze i dopalacze. Gotowi? No to hop do króliczej nory.



Astrid Lindgren „Alla vi barn i Bullerbyn”– Tak pachnie dzieciństwo. Mogłem słuchać w kółko o beztroskich przygodach małych Szwedów. Nigdy dość, ciągle od nowa. „Mieszkamy w zagrodzie, która nazywa się środkowa…”





Bret Easton Ellis „American Psycho”- W świecie, gdzie wszystko jest już obrandowane, a to, kim jesteś wyznacza twoja nazwa stanowiska w korporacji, poznajemy Patricka Batemana. Bezwzględny hipermaterilista, dla którego jednostka społeczna określana jako człowiek nie ma wielkiego znaczenia. Powieść pozbawiano jakichkolwiek skrupułów. Najgorsze jest to, że dzisiejszy styl życia stwarza świetne warunki do stworzenia plantacji Patrick’ów Bateman’ów.




Lewis Sinclair „Babbit” – Nie mogłem uwierzyć, że ta książka napisana została w 1921 roku. Literatura amerykańska z tego okresu jest bardziej aktualna od tej z lat 70 czy 80. Po mimo słabego zakończenia, „Babbit” rysuje przed nami perfekcyjny obraz zakłamanych dorobkiewiczów.




Howard P. Lovecraft „Call of Cthulhu” – Upiorny mieszkaniec Providence rzadko wychodził z domu. Jeszcze rzadziej widywał kogoś osobiście. Całą swą komunikację ze światem zewnętrznym oparł jedynie na korespondencji listowej. Nikt nie wie, co tak naprawdę pleniło się w głowie Lovecrafta. Ja jednak pokusze się o stwierdzenie, że to właśnie on był jednym z Przedwiecznych.




Joseph Heller „Catch-22” – Mój egzemplarz przeczytany 20 razy to wyjęta psu z gardła (dosłownie) robota introligatora. Chcesz zakończyć to piekło i wrócić do domu? Nic prostszego, wystarczy, że zgłosisz swoją chorobę psychiczną dowództwu. Ale przecież to będzie przejawem twojego zdrowia. Pieprzony paragraf 22! Zresztą, kto by się tym przejmował. Bardziej fundamentalnym pytaniem jest: dlaczego dziwka Nately’ego waliła go pantoflem po głowie?




J.D. Salinger „Catcher in the Rye” – Co takiego jest w tej powieści, że jej wyznawcy byli skłonni zabijać? Młodzieńczy gniew, bycie wyrzutkiem na własne życzenie, próba zwrócenia na siebie uwagi? Toż to banał, z którym do czynienia miał każdy. Holden Caulfield to też bardziej niepoważny smarkacz niż sensowny buntownik. Ale jednak coś niepokoi, coś uwiera, coś sprawia, że „Buszujący…” nie daje spokoju. Szczególnie, jeżeli przeczytałeś to w latach 50-tych w konserwatywnej Ameryce, albo miałeś po prostu 15 lat.


C.S. Lewis „The Chronicles of Narnia”– Rozrywało mi czachę, gdy czekałem na feriach na kolejny odcinek serialu opartego na tej kultowej serii. Sukces serialu oczewiście zawdzięcza się autorowi książki, który podobnie jak jego przyjaciel Tolkien stworzył świat, gdzie każde dziecko chciałoby się znaleźć.





Gabriel García Márquez „Cien años de soledad” – Saga o ludziach o tych samych imionach. Ciężko się w tym wszystkim nie pogubić i złapać kto z kim i kto był czyj. Przez 100 lat rodzina Buendiów jakoś nie może się odnaleźć, sprostać, przezwyciężyć okoliczności. Klątwa? Przepowiednia? Chyba po prostu życie.





James Graham Ballard „Crash!” – Pornograficzna podróż na tylnim siedzeniu. Technologia, która jest „przedłużeniem” możliwości naszego ciała także jest częścią nas. Nie dziwota więc, że przeżywa orgazm razem z nami.





Philip K. Dick „Do Androids Dream of Electric Sheep?” - Chyba najbardziej znana powieść Dicka. Pod przykrywką historii o agencie ścigającym androidy, mamy ukrytą przypowieść egzystencjalną. Czy robot może stać się człowiekiem, jeżeli człowiek może stać się maszyną bez uczuć?





Leopold Tyrmand „Dziennik 1954” - Autor ‘Złego’, najlepszego polskiego kryminału zapisuje, co ciekawego porabiał od stycznia do kwietnia. Dużo ściemnia, koloryzuje, gloryfikuje siebie. Jego anegdoty są ponadczasowe, a przemyślenia bezcenne. Złota myśl na każdej stronie. Czuję karmiczne braterstwo z Lolkiem. Napiłbym się z nim U Literatów.



Winston Groom „Forrest Gump” – Bycie szczęśliwym debilem nie jest takie trudne. Bycie takim, do którego szczęście uśmiecha się cały czas, to już nie lada wyczyn. Ciągle we właściwym miejscu i we właściwym czasie Forrest porusza się wzdłuż historii i w poprzek kontynentu. I ma to tak naprawdę wszystko gdzieś.





Nick Hornby „High Fidelity” – Każdy chyba układał sobie soundtrack do swojego życia, wielokrotnie zmieniając zawartość setlisty. Najlepsza scena z książki, to kiedy główny bohater przemeblowuje swoją płytotekę. Metafora zmiany swojego życia po raz kolejny.





James Clavell „King Rat” - Jak przetrwać w singapurskim obozie jenieckim – czy wygodne życie pełne układów jest w porządku? Czy zaufać ustawionemu Królowi – biznesmenowi w pasiaku, czy raczej zachować godność cierpiąc o jednej misce ryżu? Wespół w zespół czy twardy wolny rynek? I jak być człowiekiem w nieludzkich warunkach?




William Golding „Lord of the Flies” – Dzieci są takie rozkoszne i kochane. Takie rozsądne. Nawet kiedy zostawi się je gdzieś na chwilę, np. na bezludnej wyspie to bez trudu sobie poradzą i będą współpracować. Natura zła? Okrucieństwo? Upadek człowieczeństwa? Przecież to tylko mali chłopcy! Nobel.





J.R.R Tolkien „Lord of the Rings” – Jeżeli stworzenie nowych gatunków, opisanie ich mitologii, religii, zwyczajów i geologii planety na której żyją jest rzeczą bliską boskiej mocy, to za zrobienie tego samego na kartkach papieru Tolkiena można nazwać półbogiem.




Michaił Bułhakow „Мастер и Маргарита” – Szatan pojawia się w Moskwie, żeby zrobić imprezę. Ma ją rozkręcić Małgorzata. Zaproszona cała masa dziwaków z tego i nie z tego świata. Wpadnijcie. Mistrz pokaże wam jak się pisze kawał dobrej książki.





William S. Burroughs „Naked Lunch” – Rozprawka filozoficzna jedngo z bitników na temat symboliki analnej. Jeżeli ktoś przedrze się przez tą sraczkę, dostrzeże metafizyczny (albo narkotyczny) przekaz dla ludzkości -Wszyscy jesteśmy w czarnej dupie.





William Gibson „Neuromancer” – Przez sieć neuronową dostajemy się do wnętrza najbardziej skorumpowanej cyberprzestrzeni. Dostajesz metę prosto w żyłę w okolicach kostki. Pewien gliniarz na zlecenie korporacji wszczepił sobie mobilne serce. Ten to ma zdrowie i 2% człowieczeństwa.





George Orwell „Nineteen Eighty-Four” – Pokazanie mechanizmów systemu totalitarnego w sposób dosadny. W świecie, gdzie jakiekolwiek uczucia międzyludzkie, takie jak miłość czy przyjaźń zostały zakazane, tajna milicja broni propagandy Wielkiego Brata. Lektura obowiązkowa dla wszystkich dyktatorów.





Ken Kesey „One Flew Over The Cuckoo’s Nest” – Najlepszą rzeczą w tej powieści, której niestety nie mógł oddać film Forman’a jest narracja Wodza Bromdena. To on jest tu głównym bohaterem, on postrzega, analizuje i wreszcie uświadamia sobie. Buntownik McMurphy i Wielka oddziałowa to tylko okoliczności towarzyszące.




Jack Kerouac „On the Road” – ‘W drodze’ jest tańsze niż bilet ze Szczecina do Poznania (bez zniżki). Za 38 złotych przejedziesz pociągiem znad morza do Wielkopolski, gdzie zamiast kapcie mówi się laczki. Za 36 złotych wykupisz bilet na podróż wgłąb nagiego cielska Ameryki, podróż w poszukiwaniu szaleństwa, ekstazy i spełnienia rozczarowanego białego człowieka. Wszystko to w doborowym towarzystwie Jacka Kerouaca, Allena Ginsberga, Neala Cassady'ego i Williama Burroughsa. Bon voyage!




Patrick Süskind „Das Parfum” – Książka, która przerażająco śmierdzi. Nienapotkany dotąd odór wydobywa się z kartek, doprowadzając do odruchu wymiotnego. Gnijące mięso, zapach topionej skóry, kwas żołądkowy i inne przysmaki.





Michel Houellebecq „Les Particules élémentaires” – Może i jest trochę ostro, ale dawno nic tak nie potrząsało człowiekiem jak ‘Cząstki...’ Bo prawda prosto między oczy nigdy nie jest przyjemna: to raczej zimne ostrze, którym ktoś robi autopsję czy szybki numerek dwojga ludzi, którzy nienawidzą się najbardziej na świecie. Tak to właśnie wygląda. Tak wygląda upadek społeczeństwa.




Philip Roth „Portnoy’s Complaint” – Znowu o masturbacji? – spytała koleżanka, która często czyta mi przez ramię. Znowu. Ale nie tylko. To bardziej frustracja, poczucie winy, próba odnalezienia się. To spowiedź przegrańca, mistrza nerwic, który chce się wyrwać, uciec, stanąć na nogach. Chce choć raz wygrać. Przecież każdy zasługuje na godny orgazm.




Stephen King „The Shining” – Jest to druga książka Kinga, po której autor już nas niczym nie zaskoczył. Za to, co dostajemy do ręki jest arcydziełem horroru. Nawiedzone miejsca jeszcze nigdy nie były tak przerażająco naturalne.





Kurt Vonnegut – „Slaughterhouse-Five” - W swojej najbardziej znanej książce Vonnegut rozlicza się z przeszłością, kiedy to jako młody żołnierz przeżył bombardowanie Drezna. Banał? Ok. Kosmici z Tralfamadoria porywają Billy’ego Pilgrima i trzymają w zoo razem z gwiazdą filmową Montaną Wildhack. Billy wypada z czasu i niekontrolowanie i niechronologicznie wraca do różnych momentów swojego życia. Tak, to jedna książka.



Chuck Palahniuk „Survivor” – Mistrzowskie dzieło autora ‘Fight Clubu’. Chuck wrzuca wasze codzienne przekąski do sokowirówki – telewizję, religię, seks, politykę, opinię publiczną, showbiznes, używki, dobre rady rodziców i stary dobry american dream. Zanim zamknie wieko dorzuca jeszcze M26A2. Tak, to izraelska robota starego typu – nasi chłopcy przywożą je w bagażu podręcznym, kiedy wracają z Al-Nasir, Bagdadu, Mosulu – wybierzcie sami. Nikt nie pyta, nikt nie chce wiedzieć. Kiedy usłyszycie, że dzieciakowi gdzieś w Minnesocie wybuchło pół twarzy, kiedy robił w piwnicy z kolegami fajerwerki będziecie wiedzieć kogo obwiniać oprócz rodziców. Dziś armia USA zajmuje się tylko masturbacją i nawadnianiem organizmu…


Haruki Murakami „The Wind-up Bird Chronicle” – Murakami zdaje się cierpieć na tą samą przypadłość co King. Jedni nazwą to wtórnością, inni wypracowaniem własnego stylu. Tak czy tak obaj piszą taśmowo ku uciesze gawiedzi. Żeby nie utonąć w tym zalewie zacznijcie od towaru najlepszego sortu.





Kai Hermann, Horst Rieck „Wir Kinder vom Bahnhof Zoo” – Przeczytałem tą przerażającą książkę, kiedy byłem dzieckiem. Od tamtej pory do niej nie sięgnąłem. Ciężka niczym gruzy berlińskiego muru. Kiedy przejeżdżam przez niezadbane blokowiska zawsze widzę te z opisu berlińskich betonowych. Niezły banał, ale drugs really don’t work.





Milan Kundera „Žert” – Ideologia to opium dla ludu! Sens życia to złudzenie! Młodość to głupi stan przejściowy! Niech żyje Kundera!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz