„Granda” to zdecydowanie nowy rozdział w karierze młodej góralki. Nie to, że nagle doznała i twórczy promień uderzył w jej twarz. Pomagała jej po prostu nowa, lepsza ekipa. Monika Brodka to teraz też w dużej mierze Bartosz Dziedzic, bo to głównie jego koncepcje i rozwiązania słyszymy na tej niezłej płycie o sympatycznej okładce. Ojciec artystki, folklorysta Jan też tam coś machnął, ale przy długości i powtarzalności motywu w jego skicie „Hejnał”, myślę, że lepiej pochwalić go po prostu za spłodzenie córki. Ale już taki Radek Łukasiewicz nie dość, że napisał lwią część tekstów na płytę (te najlepsze), to jeszcze w wielu numerach złapał za gitarę. Songwriterstwem popisał się też Budyń – jego „Sauté”, wypływające z ust Brodki jest wysokokaloryczne i bardzo zmysłowe.
Dużo zarzutów pada przy tej płycie pod kątem nosowszczyzny, którą operuje tu panna Monika. Czasami faktycznie jej wykonania opierają się o pastisz (przyjemnie múmowe „Bez tytułu”, czy heyowe „Kropki kreski”), ale co z tego, skoro dzięki temu po tysiąckroć lepiej śpiewa, nie jest banalna i nie zdarzają jej się nieprzemyślane interpretacje na bezdechu á la gówniara spod bloku, obecne co chwila na płycie poprzedniej. Zresztą „Granda” także muzycznie przypomina ostatnie dokonania Heya – sporo tu bardzo dobrych i nowocześnie zaaranżowanych momentów na granicy stylów, ocierających się o gitarową alternatywę („K.O.”), subtelny folk („Syberia”) i muzykę elektroniczną, także w jej tanecznej energetycznej postaci. To, co kompletnie nie udało się Chylińskiej przy ostatniej płycie, Brodka osiąga tu bez problemu. Bez żadnej przaśności bawi się parkietowym blichtrem w tytułowej „Grandzie” - jej um-cyk jest nowoczesny, światowy i wyprodukowany bez zarzutu. Słychać la rouxowe inspiracje w mocarnej „Krzyżówce dnia”, gdzie wokale wchodzą w naprawdę ciekawe rejestry, a raz po raz przez syntezatory przedziera się góralski motyw, tak jak w pełnych przestrzeni kulinarnych „W pięciu smakach”, w którego tekście Radek napomknął o moich ulubionych „rzędach skaryszewskich drzew” – przyznaję za ten wers dodatkowy punkt. Finał „Grandy”, „Excipit” to numer poniekąd niepasujący do zestawu, śpiewany w języku francuskim. Normalnie pewnie bym się czepiał, patrzył na wszystko konceptualnie albo narzekał na akcent. Ale tu mi jakoś ten pseudo french pop działa. Wszystko do siebie pasuje. I tak w zasadzie jest z całą „Grandą”. Nie ma może jakiegoś wielkiego szału, w polskiej muzyce takie numery to też nie nowość, kilka kapel przetarło już drogę, a takie bębny to Bors u siebie w studio montuje w 15 minut. Ale dobry inteligentny pop na naszej scenie to wciąż towar deficytowy. A tym wszystkim nowym twarzom jakoś dzisiejsza młodzież nie ufa, coś im nie gra, wolą to swoje RMF MAXXX. Dojrzała „Granda” „tej laski z Idola” może być dobrym krokiem ku porozumieniu.
http://www.myspace.com/monikabrodka
bardzo podoba mi się wspominka o Borsie i... cała recenzja. duży plus.
OdpowiedzUsuńPolecam zdjęcia z koncertu w Bydgoszczy http://www.mmbydgoszcz.pl/9000/2010/11/28/monika-brodka-w-bydgoskim-klubie-savoy--granda-tour-zdjecia-fotki-fotorelacja?category=photos
OdpowiedzUsuńDziedzic jest debeściakiem ciekawe co teraz wykombinuje
OdpowiedzUsuń