Nigdy nie byłem fanem Beyonce, ale przyznam się iż ostatnie dokonania pani 'B' (a właściwie Sashy Fierce) przyjemnie mnie zaskoczyły. Piosenka „Single Ladies” to jeden z moich ulubionych kawałków ostatniego czasu – nie dość, że świetnie skomponowana i napisana, to jeszcze oprawiona w doskonały układ choreograficzny (tak, nie znosimy układów choreograficznych ale tylko dlatego iż stanowią wypełniacz w słabych produkcjach – w „Single Ladies” mamy proszę Państwa za to do czynienia z taneczną sztuką!). Przez kilka dni po premierze biłem pokłony przed YouTube od nowa i nowa przyglądając się ascetycznej scenerii teledysku, stanowiącej idealne tło do wulkanu energii w postaci trzech tancerek z Beyonce na czele. To jest coś przez duże C!, myślałem. Jeżeli ktoś nie zakocha się w tak doskonałej produkcji to marnie widzę jego muzyczne gusta.
Spróbujcie więc wyobrazić sobie moje rozczarowanie, gdy odkryłem prawdziwe źródło tej tanecznej erupcji – i to UWAGA – źródło bijące z głębi lat 60tych! Tak! Beyonce przyznała się w końcu do inspiracji. Chociaż oglądając materiał z występu Gwen Verdon mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z czymś więcej niż inspiracją... Zwłaszcza jeżeli ten sam teledysk obejrzymy z nałożonym tłem muzycznym z "SL (Put a ring to it)".
Ocenę postępowania Beyonce pozostawiam Wam... Jednak, jedyne co teraz przychodzi mi na myśl to gorzkie słowa: Shame on you Sasha. Shame on you...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz