Nowy projekt Stuart'a Murdoch'a może być klasyfikowany różnorako. Ale obojętnie czy jest to nowy album Belle and Sebastian, czy rzecz zupełnie solowa, czy soundtrack do musicalu, kompilacja wcześniejszych utworów w kobiecych wykonaniach czy wszystko po trochu, to pierwszy utwór „Come Monday Night” zadowoli chyba każdego fana Szkotów. Murdoch mając w głowie pomysł czegoś trochę innego, co zawiera się w krótkim „girls and strings” rozpoczął szukanie głosu idealnego. Dłubał w kilka lat i wyniku dziwnego castingu wybrał kilka dziewcząt, zaprosił do studia kolegów z B&S(„są dobrzy i ich znam”) i nagrał coś tak podobnego i zarazem innego. Ciężko tu mówić, że rzeczony singiel jest przesiąknięty latami 60-tymi, bo w końcu na tym zawsze opierało się Belle…, ale powiedzmy sobie, że jest przesiąknięty nimi trochę bardziej. Smyczki tworzą minimalistyczny podkład, Stuart co jakiś czas uderzy w klawisz pianina, bas delikatnie pulsuje, a wokal jakby bardziej swingujący. Tylko ta gitara jakaś taka...nie oszukasz nas Stu. Ale czy to źle? „Come Monday Night” brzmi trochę jak wczesne Belle and Sebastian. Proste, rozmarzone i miło kołyszące. A kiedy słyszę głos Catherine Ireton wszystko mi się wizualizuje. Nakręcone kamerą Super8 ujęcia uśmiechniętej paczki przyjaciół wygłupiających się w Glasgow nad rzeką Clyde. Tak właśnie to będzie wyglądało. Miejmy nadzieję.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz