
Lankosz na pewno wykazał się odwagą. W czasach gdzie martyrologia jest wskazana, swobodnie porusza się w konwencji (czarnej) komedii epoki stalinowskiej. Czarno-białe zdjęcia, przeplatane retrospekcjami z tamtych czasów oraz świetna, zdawkowa muzyka Pawlika udanie przywołują świat, którego już nie ma. Obsadzenie Jandy jako matki oraz Polony jako babki to bardzo ciekawy zabieg pokoleniowy. Jednak nie wystarczający, aby „Rewers” nazwać filmem dobrym. Nie będę oszukiwał, wybuchnąłem śmiechem na kilku komicznych scenach. Poszukiwanie kandydata dla Sabiny a la randka w ciemno pozwoliło na odegranie, jak zresztą można było się spodziewać po tym motywie-samograju, zabawnych scen. I gdy w dialogach dało się przez chwilę poczuć powiew świeżości, co jest rzadkością w polskim kinie, to zaraz teatralna gra Agaty Buzek czy kolejnych jej potencjalnych absztyfikantów kazała znowu zaciskać zęby. Ja rozumiem, że Marcin Dorociński w roli Bronisława miał za zadanie grać groteskowo, ale niekiedy przesadzał, wpadając w sztampę. Moment, kiedy wyjawia swoje prawdziwe oblicze wcale nie przeraża, ale wręcz irytuje swoją natarczywością.
Barbara Kosecka w recenzji w „Filmie” napisała, że to wyjątkowy hołd złożony kobietom. No bardzo przepraszam, ale jeżeli Sabina radzi sobie z problemami zabijając Bronisława, a jej matka i babka tylko jej w tym pomagają, topiąc jego ciało w kwasie, to może „Piątek 13-go” był laurką dla wszystkich matek. Nie zrozumiałem także, wklejonej jakby na siłę sceny z polskimi artystami. Mały poślizg konwencji. Choć pojawienie się niespodziewanych gości mogło być zwiastunem kolejnych gagów, to skończyło się na żenującej libacji. Że środowisko artystów było tak ciemiężone, że aż musieli pić, tak?
WTF filmu są sceny z teraźniejszości. Stara Sabina (brawa dla charakteryzatorów, zastanawiam się co było ich benchmarkiem - Powrót Żywych Trupów czy Toxic Avangers?), pojawiająca się we współczesnej Warszawie, ze swoim bratem alkoholikiem (los artysty w polskim kinie, eh) zakrawa na kpinę. Sceny zupełnie niepasujące, wręcz niszczące tak usilnie budowany klimat filmu.
Nie wystarczył sam tytuł czy ciągle przeplatający się motyw monety, aby wysnuć morał, że wszystko ma swoje dwie strony i nie zawsze zło wyrządzone przez stare pokolenie będzie piętnowało nowe. W końcówce, kiedy stara Sabina wita swojego potomka geja (niby syn bez ojca się wychowywał, ach te stereotypy), który wrócił z zagranicznych wojaży, schowałem się pod kinowe krzesło. Nie powiem co było dalej, nie będę psuł zabawy.
„Rewers” mógł być niezłym filmem, gdyby tylko Lankosz trzymał się konwencji jaką przyjął na początku i nie próbował na siłę wymyśleć morału, który i tak jest płytki i podparty słabymi argumentami. Nowa konwencja na polskiej ziemi niestety wiosny nie czyni.